- Hobbita! Zapomniałam! - ruszyła biegiem z powrotem w kierunku statku. Szybko wbiegła na pokład.
- Pearl złap się tej liny po prawo! - krzyknęła do niej i podeszła do burty, gdzie były powiązane ze sobą kłęby lin. Wyjęła nóż.
Pearl Administrator
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 1394 Przeczytał: 0 tematów
<Kobieta otworzyła oczy ale oślepiło ją słońce więc je zamknęła. Wiedziała że Kapitan wyniósł ją ze statku. Że znowu się poddaje. Ale chociaż chciała nie mogła walczyć. Zresztą, czy naprawde chciala? Wyszeptała tylko> wody <i przylgnęł mocniej do mężczyzny. Nie wiedziała czy ją usłyszał bo nie zwolinił kroku, nie zareagował. Zresztą było jej obojętne. Miała nadzieje że Mortis zajmie się Siłami Ciemności . I że jej hańba niedługo się skończy>
Po prostu zniknął w tłumie. Ludzie biegali we wszystkie strony a on zniknął w jednym z setek portowych zaułków, by tam rozpłynął się po prostu w powietrzu.
Ci, co go szukali mogli tylko rozejrzeć się bezradnie.
Shaillya
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
- Łap sie i nie marudź! - Gdy hobbitka złapała się lina piratka odcięła ją jednym ruchem. Złapała lecącę Pearl i trzymając ją za rękę wprowadziła w jakiś zaułek.
- A teraz szybko... udamy się przejściami w jedno miejsce...
Pearl Administrator
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 1394 Przeczytał: 0 tematów
- Eh... mam pewien pomysł, gdzie mógłby być. Ale nie mówmy tu o tym... - ciągnąc hobbitkę za rękę biegłą przed siebie wąskimi uliczkami przeciskając się przez tłum ludzi.
Sheverish
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Khandyjczyk nie tylko patrzył. W końcu był Khandyjczykiem. Nie jakimś tam cholernym piratem z cholernego okrętu. To był prawdziwy człowiek z kości i krwi, a przede wszystkim z ciężkich warunków życia. Przecisnął się przez tłumy jak młoda koza przeskakuje między owcami. Wskoczył na stojące z boku beczki. Z nich po wozie wyżej na dach parterowego magazynu i przycupnięty biegł po jego grani nie gubiąc bystrym niczym oko stepowego sokoła wzrokiem kapitana i "Panią Ciemność" na jego ramionach. Poprawił uchwyt by nie zginął mu jego topór.
W biegu zdjął swe drewniane sandały. Skoczył w dół i po kilku głowach wykrzykujących przekleństwa przechodniów przelazł na drugą stronę ulicy. Przesunął się po gzymsie. Wlazł wyżej na dach piętrowej Tawerny "Uśmiech Anduiny" trzymając się jedną ręką prymitywnej rynny. Ruszył po szczycie dachu. Przeskoczył na kolejny magazyn z dachu na dach szeregowych domków oddzielonych niezbyt kunsztowną strukturą broniącą przed rozchodzeniem się ognia. Silnymi jak stepowe wierzchowce nogami odbił się z dachu i zleciał w wóz z owocami. Rozbił się w nim z głośnym westchnięciem, ale błyskawicznie wygrzebał z rozstawionego straganu i pognał dalej przy boku ulicy skacząc po szczytach straganów bosymi stopami o mocnych, zahartowanych podeszwach. Gdy kapitan skręcał w uliczkę, Khandyjczyk runął za nim, przetoczył się po bruku rzuciwszy przed siebie swe sandały zagradzając mu drogę. Wstając wzuł je na nogi i uchwycił w dłonie topór.
-Gdzie Ty brać Pani Ciemność?
Odetchnął cicho w końcu. Biegł i skakał za przepychającym się za tłum człowiekiem. Wziął głębszy oddech i już było mu znacznie lepiej. Wziął jedynego nie biegnącego niosącego kogoś w ramionach skubańca na węch. Był mały i brodaty, i miał topór.
Staruszek stanął za Kapitanem...
- Właśnie kapitanie gdzie ją zabierasz?
I po tych słowach kapitan poczuł potworny ból w okolicy żeber... wypuścił kobiet z rąk i osunął się na ziemie... Staruszek trzymał w ręce Sztylet którego klinga rozsypała się w proch... Głos stał się zimny i wyrafinowany... Starze wyprostował się włosy był długie i proste ubranie stała się czarną szatą... Mortis popatrzył na kapitana który patrzył mętnym wzrokiem na niego i Khandyjczyka...
- I co psie myślałeś ,że uciekniesz? - Mortis kopnął kapitana - Teraz nikt ci nie pomoże...
Schował rękojeść w fałdy szaty i podniósł Morgoroth i popatrzył na Khandyjczyka...
- A ty się nie martw jestem jej bratem... Jak chcesz możesz iść ze mną...
Posedł przed siebie skręcił w pare uliczek i wszedł na mały placyk na którym siedziała Viverna... Mortis wsiadł na Viverne trzymał mocno siostre jednął ręką...
- Więc jak Khandyjczyku lecisz ze mną czy nie?
Pearl Administrator
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 1394 Przeczytał: 0 tematów
- Pearl wypadła z zaułka, nie zdążyła wyhamować i z rozpędu wpadła na Khandyjczyka, zwalając go z nóg. Topór wypadł z jego ręki, zatoczył piękny łuk w powietrzu i wbił się w szyję wiwerny. Trysnęła czarna posoka. Potwór wił się i wył w agonii, aż w końcu znieruchomiał.
Sheverish
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Rzekł Khandish podnosząc się z bruku. Otrzepał ubranie już kolejny raz. Podszedł prędko i wyrwał swój topór z trupa.
-Kapitan niesłusznie zostać zranion. Ty nie musieć go pchnąć. Pchnąć w plecy to nie honor dla czarny wojownik. Nauczyciele z Mordor mówić, że wy siła, a nie podstęp. Teraz ja widzieć, że oni kłamać. Obudzić Ty Pani Ciemność. Ona powiedzieć czy chcieć iść z Ty.
Uśmiechnął się lekko do hobbitki i zacisnął mocniej palce na drzewcu topora.
(chciałem długim i kwiecistym opisem skrytykować Nathanowy opis bezbarwnego znikania w tłumie, żeby uniknąć sytuacji, które są z goła absurdalne jak zgubić kogoś idącego o krok za sobą - widzę jednak, że osiągnąłem całkowicie odwrotny skutek absurdalizacji gry... huh)
Shaillya
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
- Drogi Khandyjczyku... Siła jest dobra w bitwie w życiu trzeba używać podstępów... Oni za atakowali też podstępem Minas Morgul... I odpłaciłem im piękne za nadobne... A co do Morgoroth jej miejsce jest w Mordorze na tronie a nie w cuchnącym porcie... Ona musi dokończyć dzieła... Widzisz pierścień na jej dłoni blednie z każdą chwilą umrze jak nie wróci do Mordoru... Po zatem jest wycieńczana ta podróżą...
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach